Szare mydło pobiło kostkę Dove

Jak opanujemy chaos twórczy związany z tworzeniem etykietek na mydła, zaproponuję dalsze zestawy – będzie dla skóry przetłuszczającej się, będzie coś dla wegan i wegetarian oraz dla facetów, ale póki co wesprę się wpisem o wyższości szarego mydła nad kostką myjącą Dove: Szare mydło pobiło kostkę Dove
Dodam, że nasze mydła oprócz tego, że dobre, bywają również kolorowe a nawet mają ładny zapach – i są lepsze od Dove 🙂

Mydło z maceratem rokitnikowym

Czasem robimy eksperymenty. Wczoraj narodziło się mydło rokitnikowe, na gorąco robiliśmy, za surowiec i inspirację dziękuję Beacie i Kasi : )
Rokitnik ma mnóstwo witaminy C i przyspiesza gojenie skóry. Chciałam część tej dobroci zawrzeć w mydle i w kremie. Zaczęliśmy od wyciśnięcia soku, mając nadzieję, że olej (a jest go w owocach dużo) wypłynie na wierzch. Nie wypłynął. Próbując zapewnić sobie kolor zrobiłam ług na herbatce ślazowej, załączam zdjęcie jak zmienił się kolor. Do mydła poszedł też macerat z wytłoczyn rokitnikowych. Na koniec, po zmydleniu, dodałam 25 g shea (czyli 5%). Mydło w całości było liczone na 6% przetłuszczenia, dziś pH ma 9. Kolor, niestety, się nie zachował, ale ma zapach, mydlano-shea-rokitnikowy, a to już spory sukces 🙂 Załączam też zdjęcie naszej krajalnicy, która – w chwilach inspiracji – może służyć za substytut gitary 🙂

Coś dla skóry suchej

Coś dla skóry suchej – trzy propozycje. Najpierw czarne mydło Savon Noir, nazywane też mydłem marokańskim. Jest delikatne, myje, pilinguje i nawilża (dzięki oliwie i zmiksowanym oliwkom); do całego ciała, ale do problemowej skóry twarzy też. Mnie myje i pielęgnuje lepiej niż sklepowe specyfiki, a nie zawiera całego zestawu konserwantów i dodatków. Oryginalnie konserwantem jest olejek eukaliptusowy i tyle. (Nie lubisz tego zapachu – nie musimy go dodawać, a mydło i tak wytrzyma rok).
Propozycja nr 2 – oliwkowe z dodatkiem masła shea, robione na ciepło, a to oznacza, że dobroczynne cechy shea ostały się, bo dodałam go już po reakcji zmydlania. Może nie jest piękne, ale jest bardzo łagodne dla skóry – czyli po umyciu rąk nie muszę ich kremować. I ślicznie pachnie shea, czyli jakby białą czekoladą 🙂

Propozycja nr 3 – krem migdał-awokado, z wyciągiem z aloesu i kwasem hialuronowym – może być na dzień i na noc, bo ma słaby filtr UV. Przyznaję szczerze – nie dla mojej cery, ale ktoś, kto dostał chwali sobie. W planach mam krem dla cery mieszanej, czyli z lekkich olei na dzień. Taki krem będzie dla mnie 🙂

W szponach mydlanego szaleństwa

W szponach szaleństwa – ciąg dalszy. Tak wygląda nasza nowa stacja testowania mydła (czyli mydelniczka) – i tak za mała. Po warsztatach z Kasią mamy pocięte mydło – czarne (prawie) z ekstraktem cynamonowym oraz mąką drzewa świętojańskiego – oraz kolorowe, które potraktowaliśmy spirytusem po górze – miało pomóc, zaszkodziło. Straciliśmy połysk. Żeby go odzyskać kilka kostek zmyłam porządnie wodą, a kilka po prostu obcięłam – widać różnicę. Skutecznie zainspirowani, przystąpiliśmy do dalszych działań. I tak powstało mydło miętowe (ekstrakt z pokrzywy i olejek), widać przygotowanie formy, potem już tniemy blok. Następnie, tym samym schematem zdobniczym zrobiliśmy mydło kakaowe – i tu niebiosa zesłały nadspodziewany sukces optyczny, bo blok mydła wygląda równo i szkliście jak blok czekolady. Chyba z powodu dodania kwasu stearynowego i masła shea. Jesteśmy uradowani 🙂 Dla kontrastu mydło lawendowe, barwione mineralnie (nie jestem zachwycona) i ogromna różnica faktury. Ale dla mnie mydło na ciepło ma swoje uroki, mydlarzom tłumaczyć nie trzeba. Ciąg dalszy nastąpi 🙂

Nowy emulgator (GSC), nowe doświadczenia

A więc znów o kremie – uczę się podstaw. Nie chodzi mi o zrobienie czegoś według przepisu, ale o zrozumienie dlaczego tak ma być, albo co się stanie jak coś zmienię. (To dziwne, ale nie mam takich ciągot gdy robię ciasto – tego nie rozkminiam – robię i już). Postanowiłam oswoić temat emulgatorów, czyli tego czegoś co w kremie łączy tłuszcze z wodą. Zrobiłam znany mi krem z nowym emulgatorem (GSC – Glyceryl Stearate Citrate), a potem jeszcze raz to samo z mniejszą ilością tłuszczy. Wnioski – nie zawsze, jak coś jest ‚w książce’ to jest prawda, mniejsza ilość tych samych olejów w proporcji do wody nie musi dawać rzadszego kremu no i odkrycie roku – jak się zdejmie sprężynkę z mieszadełka (tego spieniacza do kawy) to jest skok jeśli chodzi o konsystencję kremu. Bo przestaje napowietrzać. Załączam zdjęcia – robiłam z tej samej ilości olejów i wody. Czyli w tych trzech słoiczkach jest tyle samo co w tym jednym na ostatnim zdjęciu – ale widać, że inna konsystencja. (A odkrycie roku zawdzięczam Mirkowi).

Mydło antybakteryjne zakazane, grozi śmiercią lub kalectwem

Za portalami Chemical & Engineering News oraz INN:Poland donosimy – mydła antybakteryjne zawierają substancje chemiczne, które mogą mieć nieobojętny wpływ na nasze zdrowie.

Amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) zakazała używania triklosanu i triklokarbanu, antybakteryjnych substancji, które wchodzą w skład mydeł antybakteryjnych.

Zdaniem Agencji producenci nie wykazali bezpieczeństwa tych antybakteryjnych substancji chemicznych. Firmy nie wykazały także, że wyżej wymienione substancje są bardziej skuteczne niż zwykłe mydła, jeśli chodzi o zapobieganie rozprzestrzenianiu się bakterii.

Czytaj dalej…

Krem na bogato

Tym razem chciałam zrobić krem bogaty w składniki odżywcze, bez konserwantów i taki dla wegan – czyli bez wosku pszczelego. Patrząc na proporcje tłuszczów (masło Shea i kakaowe, oleje – kokos, migdał, awokado i konopny), wyszło mi, że w temp. pokojowej będzie miało to konsystencję stałą. I miało, ale było mało puszyste. Ponieważ nie lubię mazideł o konsystencji smalcu postanowiłam krem nieco napuszyć 🙂 Problem w tym, że olej konopny absolutnie nie znosi podgrzewania, więc bałam się rozgrzać krem na tyle, żeby bezpośrednio w nim rozpuścić emulgator. Dodałam więc 5g maceratu z róży (na oleju migdałowym), w nim rozpuściłam emulgator, po czym całość przeniosłam do masy kremowej, podgrzewanej nad parą wodną. No i ubijałam w zlewce spieniaczem do kawy. Widać, że końcowa objętość kremu znacznie przewyższa początkową, czyli udało się zmienić go na puszysty. To będzie krem – balsam do ciała, przy tej ilości tłuszczów oraz dodatku masła kakaowego nie dam tego na twarz (ze względu na komedogenność masła kakaowego). W każdym razie jest sukces, bo mam co chciałam 🙂

Miłego tygodnia życzę – w planach mamy kolejny krem oraz porządną porcję wiadomości o mydle 🙂

Nastał wrzesień, masowo powstają kremy

Zabawy z kosmetykami ciąg dalszy – tym razem powstały dwa kremy przeciwtrądzikowe, na recepturze gotowej, ja tylko zmieszałam składniki i dodałam substancję konserwującą. (Z eko-certyfikatem). Mam nadzieję uszczęśliwić dwie nastolatki 🙂 . Jak widać, dużo tych składników było, miarą sukcesu jest fakt, że udało mi się wszystko dodać we właściwej kolejności i temperaturze, a końcowa ilość kremu była większa niż dostarczone ze składnikami opakowanie, czyli krem bardzo puszysty. Rozgryźliśmy również tajemnicę mleczka kosmetycznego z weekendu – wniosek – kiedy modyfikuje się przepis trzeba patrzyć na właściwości wszystkich składników, bo część z nich wymaga większej ilości albo innego rodzaju emulgatora.
Kolejny projekt kremowy to lekki krem na dzień z filtrem UV.

Po walkach z kawą – sukces

Powstało wreszcie i mydło kawowe i mydło z piwem oraz inne kwiatki. Walczyliśmy żeby kawowe pachniało kawą, więc był i macerat ze świeżo mielonej kawy i kawa dodana do masy mydlanej i wreszcie olejek eteryczny. Całość jest zdecydowanie kawowa plus będzie piling przy myciu (bo zmielona kawa jest w środku).

Czytaj dalej…