W szponach mydlanego szaleństwa

W szponach szaleństwa – ciąg dalszy. Tak wygląda nasza nowa stacja testowania mydła (czyli mydelniczka) – i tak za mała. Po warsztatach z Kasią mamy pocięte mydło – czarne (prawie) z ekstraktem cynamonowym oraz mąką drzewa świętojańskiego – oraz kolorowe, które potraktowaliśmy spirytusem po górze – miało pomóc, zaszkodziło. Straciliśmy połysk. Żeby go odzyskać kilka kostek zmyłam porządnie wodą, a kilka po prostu obcięłam – widać różnicę. Skutecznie zainspirowani, przystąpiliśmy do dalszych działań. I tak powstało mydło miętowe (ekstrakt z pokrzywy i olejek), widać przygotowanie formy, potem już tniemy blok. Następnie, tym samym schematem zdobniczym zrobiliśmy mydło kakaowe – i tu niebiosa zesłały nadspodziewany sukces optyczny, bo blok mydła wygląda równo i szkliście jak blok czekolady. Chyba z powodu dodania kwasu stearynowego i masła shea. Jesteśmy uradowani 🙂 Dla kontrastu mydło lawendowe, barwione mineralnie (nie jestem zachwycona) i ogromna różnica faktury. Ale dla mnie mydło na ciepło ma swoje uroki, mydlarzom tłumaczyć nie trzeba. Ciąg dalszy nastąpi 🙂