Skóra to punkt styku naszego ciała z otoczeniem. Nie psujmy jej nie wiadomo czym.

Kremy na dzień

Wracamy do kremów : ) Ostatnio zrobiłam dwie rzeczy – zmodyfikowałam przepis, co do którego miałam zastrzeżenia oraz zrobiłam krem na zamówienie. Szczegóły poniżej.

Przepis był na krem na dzień – zależało mi na filtrze UV, wiadomo. W przepisie był tlenek cynku a zagęszczane to miało być gumą ksantanową. Tlenek cynku (czyli filtr UV) zostawiał paskudne ślady – trzeba było ten krem nakładać patrząc uważnie czy się rozsmarowuje, ale ślady były prawie zawsze. Chrzanię taki filtr. Guma ksantanowa natomiast dała konsystencję galaretkowatą (to życzliwe określenie, można też powiedzieć, że było to podejrzanie ciągliwe).

Czytaj dalej…

Kręcimy kremy – jak to w niedzielę

Plany na krem odkładam do wieczora, bo nastąpiła szybka akcja – koleżanka wypatrzyła mój tonik (na jesień, z delikatnym kwasem – glukonolaktonem, aloesem, witaminami itd. ) i też chciała, A że córkę akurat uczulił paskudnie kosmetyk dla nastolatek (znanej, polskiej firmy), to dla córki też coś do mycia twarzy. Okazało się, że dwa pierwsze składniki tego sklepowego kosmetyku to zwykłe detergenty a Młodzież ma delikatną skórę. No więc – tonik dla córki (hydrolat różany, kwas hialuronowy, coś nawilżającego i witaminy) plus olej do zmywania twarzy, kompozycja dla skóry suchej (ryżowy, ogórecznik i awokado). Dostawa dziś i czekamy na efekty i recenzje 🙂

Kosmetyki do twarzy

Kosmetyki do twarzy – ale nie kremy. Po pierwsze – olej do zmywania twarzy. Jak to w ogóle może działać? Ano – może. Tłumaczę – nie domyjemy twarzy samą wodą, bo woda nie zmywa tłuszczu. Ale – tłuszcze rozpuszczają się z łatwością w innych tłuszczach, więc sebum wraz z zanieczyszczeniami rozpuszcza się w naszym oleju do mycia twarzy, po czym jest usuwane. W ten sposób chroni się naturalne pH oraz reguluje pracę skóry, która nie musi gwałtownie odbudowywać naturalnej, ochronnej warstewki lipidowej. Żeby przygotować taki specyfik miesza się wybrany olej (tu ryżowy i ogórecznik) z emulgatorem, a dla zapachu parę kropli ylang-ylang. Na przykład. Jeśli z tego ktoś chciałby mieć mleczko – nic prostszego – miesza się to po prostu z wodą destylowaną. U mnie na drugim zdjęciu też jest mleczko, zrobione akurat z kremu, który wyszedł za rzadki – po prostu wlałam go do dozownika i już 🙂

Czytaj dalej…

Znowu weekend i znów krem – wpadamy w rutynę

🙂 Jest weekend, czyli robię krem oczywiście. Dziś na zamówienie, do cery wrażliwej, naczynkowej, na dzień. Czyli – oleje z naturalnie wysokim filtrem UV, ekstrakt z czarnego bzu, kwas hialuronowy, składniki nawilżające, witaminy plus delikatny zapach. Uff – całość przygotowań widać na zdjęciu. (Faza A, B i C tym razem też obecna). Potem to, co można podgrzewać ląduje w kąpieli wodnej; osobno tłuszcze, osobno składniki rozpuszczalne w wodzie. Następnie – moment kulminacyjny – łączymy je i mieszamy, bo tak rodzi się krem 🙂 Krem narodzony w zlewce, teraz trzeba go przestudzić i dodać składniki wrażliwe na temperaturę (faza C). Teraz można przełożyć do pudełeczek, posmarować mężowską twarz resztką ze zlewki (królik doświadczalny) oraz napisać etykietki. Etykietki dobitnie świadczą, że produkt jest ‚handmade’, podobnie jak kolor. Bo to nie jest sklepowa biel, tu widać kolor olejów. Aha – no i jest eko-konserwant, czyli coś z certyfikatem ekologicznym, żeby krem miał trwałość i nie musiał mieszkać w lodówce 🙂

Czytaj dalej…

Kremowo – mydlana inauguracja października

Dawno nie było kremu – więc dziś zrobiłam dwa. Pewnie byłby tylko jeden, ale się nie całkiem udał, więc zrobiłam poprawkę. I tak – pierwsze zdjęcie pokazuje jak ja to planuję – że jest faza tłuszczów (do 30% z emulgatorem włącznie), jest faza wodna – 70%. Każda z tych faz składa się z tego, co akurat chcę dodać – tutaj jojoba, olejek z kiełków pszenicy i awokado. Dlaczego tak – dużo by opowiadać, ale po prostu pasują mi te właściwości tłuszczów do tego, co chcę osiągnąć. Do fazy wodnej idzie wszystko rozpuszczalne w wodzie. Potem obie te fazy łączymy i patrzymy jak w miarę mieszania powstaje krem.

Czytaj dalej…

Kremowy weekend

Był weekend czyli robiłam krem – a właściwie kremy. Chciałam zrobić dla siebie krem na dzień z olejów szybkoschnących, takich, co to nie zapychają porów – tym samym z olejów, które nie znoszą podgrzewania – czyli krem na zimno. Drugim projektem był krem na noc, żeby zamiast cowieczornego odmierzania kropel cennego oleju (róża, jojoba albo arganowy) oraz kwasu hialuronowego na dłoń, po prostu użyć kremu. Szczytne cele, więc działajmy 🙂

Zamówiłam emulgator, co to działa na zimno – cosmedia się zwie, recenzje ma świetne – i zrobiłam jak znawczynie na blogach piszą. Dodałam proszku na koniec – i konsternacja, bo to się nie rozmieszało, a na rękach zostają białe kłaczki. OK, rozkmińmy problem – sprzedawca pisze, żeby cosmedię rozpuścić w wodzie – rozpuszczamy więc – 6 godzin, profesjonalnym mieszadłem magnetycznym – i nic. Nie rozpuszcza się. Odstawiam to na bok jako jeszcze jedno zjawisko niewyjaśnione i biorę się za sprawdzoną biobazę emulgującą, która działa, ale na ciepło – więc tylko z olejami, które znoszą podgrzewanie. I jest spodziewany sukces, powstał – zresztą na zamówienie – krem na noc, z olejem jojoba i z kiełków pszenicy oraz z kwasem migdałowym, coby wymienić tylko główne składniki. Jest zrobiony ‚ze sprężynką’ czyli konsystencja puszysta. Mam nadzieję, że się spodoba 🙂 A ja w międzyczasie, używając sobie moich kremów, będę rozmyślać nad zagadką cosmedii.

Jutro post o mydłach pachnących, a więc do jutra 🙂

Z myślą o skórze normalnej

Jeśli masz bezproblemową skórę, tak zwaną normalną, to masz łatwiejszy wybór, zarówno jeśli chodzi o mydła jak i o kremy. Mydło ma przede wszystkim myć, ale również nie powinno niszczyć warstwy lipidowej skóry. Mydło naturalne spełnia te warunki, bo nie zawiera detergentów ma natomiast nawilżającą glicerynę. Jeśli masz taką skórę każde z mydeł ze zdjęcia będzie dla Ciebie dobre. Te z węglem aktywnym dodatkowo działają bakteriobójczo i ściągająco, te z glinką czy z woskiem mają większe właściwości pielęgnacyjne. A po myciu, zwłaszcza na wyjeździe, otwieram jedyny krem który ze sobą zabieram – (lipa, oliwa, migdał), który służy mi do całego ciała. Wiem, wiem – krem do wszystkiego to krem do niczego – ale na krótkim wyjeździe sprawdza się znakomicie 🙂 I taki mógłby być zestaw prezentowy nr 3, dla kogoś ze skórą normalną.

Zestaw dla zapracowanych

Zestaw dla zapracowanych

Dziś zestaw dla zapracowanych – trochę żartobliwy. Ponieważ lubimy kawę oraz piwo (domowe – wkrótce będzie więcej o warzeniu piwa), oraz robimy mydło – no to połączyliśmy obie pasje. Powstało mydło kawowe, pilingujące, oraz mydło piwne, na bazie Mirkowego stouta. Do tego balsam do rąk, z woskiem pszczelim, olejem kokosowym oraz maceratami (nagietek, nawłoć, liść laurowy) na oliwie. I tak – rano myjemy się kawowym, wieczorem piwnym, a balsam jest dla spracowanych rąk, oczywiście 🙂

Coś dla skóry suchej

Coś dla skóry suchej – trzy propozycje. Najpierw czarne mydło Savon Noir, nazywane też mydłem marokańskim. Jest delikatne, myje, pilinguje i nawilża (dzięki oliwie i zmiksowanym oliwkom); do całego ciała, ale do problemowej skóry twarzy też. Mnie myje i pielęgnuje lepiej niż sklepowe specyfiki, a nie zawiera całego zestawu konserwantów i dodatków. Oryginalnie konserwantem jest olejek eukaliptusowy i tyle. (Nie lubisz tego zapachu – nie musimy go dodawać, a mydło i tak wytrzyma rok).
Propozycja nr 2 – oliwkowe z dodatkiem masła shea, robione na ciepło, a to oznacza, że dobroczynne cechy shea ostały się, bo dodałam go już po reakcji zmydlania. Może nie jest piękne, ale jest bardzo łagodne dla skóry – czyli po umyciu rąk nie muszę ich kremować. I ślicznie pachnie shea, czyli jakby białą czekoladą 🙂

Propozycja nr 3 – krem migdał-awokado, z wyciągiem z aloesu i kwasem hialuronowym – może być na dzień i na noc, bo ma słaby filtr UV. Przyznaję szczerze – nie dla mojej cery, ale ktoś, kto dostał chwali sobie. W planach mam krem dla cery mieszanej, czyli z lekkich olei na dzień. Taki krem będzie dla mnie 🙂

Nowy emulgator (GSC), nowe doświadczenia

A więc znów o kremie – uczę się podstaw. Nie chodzi mi o zrobienie czegoś według przepisu, ale o zrozumienie dlaczego tak ma być, albo co się stanie jak coś zmienię. (To dziwne, ale nie mam takich ciągot gdy robię ciasto – tego nie rozkminiam – robię i już). Postanowiłam oswoić temat emulgatorów, czyli tego czegoś co w kremie łączy tłuszcze z wodą. Zrobiłam znany mi krem z nowym emulgatorem (GSC – Glyceryl Stearate Citrate), a potem jeszcze raz to samo z mniejszą ilością tłuszczy. Wnioski – nie zawsze, jak coś jest ‚w książce’ to jest prawda, mniejsza ilość tych samych olejów w proporcji do wody nie musi dawać rzadszego kremu no i odkrycie roku – jak się zdejmie sprężynkę z mieszadełka (tego spieniacza do kawy) to jest skok jeśli chodzi o konsystencję kremu. Bo przestaje napowietrzać. Załączam zdjęcia – robiłam z tej samej ilości olejów i wody. Czyli w tych trzech słoiczkach jest tyle samo co w tym jednym na ostatnim zdjęciu – ale widać, że inna konsystencja. (A odkrycie roku zawdzięczam Mirkowi).