Nagietkowe z Shea (na ciepło)

Na ciepło czyli Hot Proces, czyli HP.

A było tak – koleżanka wyraziła chęć w połączeniu z zachwytem, że takie mydło może powstać – a może, czemu nie.  Najpierw stopiliśmy wybrane i odważone tłuszcze (tutaj kokos, palmowy, oliwa i rycynowy), następnie do stopionej masy poszedł wodorotlenek sodu; wszystko w ściśle dobranych proporcjach (kalkulator mydlany, oczywiście); następnie zblendowaliśmy do tak zwanego ‚śladu’, czyli normalnie mówiąc do konsystencji budyniu…to moment, kiedy wszystko gęstnieje. Następnie zostawiliśmy w wolnowarze ustawionym na ‚medium’ na jakieś 1,5 godziny, od czasu do czasu mieszając, a pod koniec sprawdzając odczyn, żeby ustalić, czy zakończyła się już reakcja zmydlania. Kiedy przereagował cały ług dodaliśmy stopione masło Shea, przełożyliśmy do formy, a górę posypałam płatkami nagietka. Co mi przypomina, że w tym mydle jest też macerat z nagietka (czyli wyciąg olejowy). Dla zapachu jest dodany olejek z drzewka różanego i pomarańczowy. Uważam, że mydło na ciepło z dodanym na końcu dobrym tłuszczem (Shea, oliwa extra vergin itp.) jest najdelikatniejszym rodzajem mydła w ogóle – polecam szczególnie osobom z wrażliwą i wysuszoną skórą.

Serum zimowe

Moje ostatnie dokonanie, które zrobiłam dla siebie, to serum zimowe – z olejem arganowym, z awokado, z dzikiej róży; z kompleksem q10 oraz z ekstraktami z granatu i z prawoślazu. Ma ładny kolor (bo olej z róży jest bardzo intensywnie czerwony), ładnie się rozprowadza i mam wrażenie, że rzeczywiście jest to odżywcza bomba dla skóry. Stosuję jako krem na noc, bardzo mi pasuje do wysuszonego powietrza w mieszkaniu, a skóra przyjmuje ten krem z wdzięcznością : ) Z ciekawostek, to najpierw kupiłam q10 w postaci płynnej (skwalan, wit. E i Q10), a potem już w proszku i sami ten proszek rozprowadzaliśmy w skwalanie. (Cytuję za e-naturalnie: ” Skwalan to przeźroczysty i bezbarwny olej, będący substancją aktywną. Wzmacnia bariery lipidowe w głębi warstwy rogowej naskórka, ułatwia przenikanie przez skórę innych składników aktywnych, zmiękcza i uelastycznia naskórek, działa bakteriobójczo. Ogranicza naskórkową utratę wody. Ponadto dostarcza skórze drogocennych składników i substancji odżywczych oraz przedłuża działanie witaminy A i E, koenzymu q10.) A sam koenzym q10 – ” to jeden z najważniejszych antyoksydantów zapobiegający powstawaniu wolnych rodników oraz wspomagający regenerację witaminy E. Koenzym Q10 zwiększa zdolności obronne naskórka. Pobudza regenerację skóry, zmniejsza zmarszczki, zwiększa jędrność skóry czyli przeciwdziała jej starzeniu. Stosowany jest w kosmetyce także jako naturalny filtr o niskim ryzyku podrażnień, chroniąc przy tym rozpad kolagenu” – i jak tu nie stosować?

: )

Krem proteinowy – przeciwzmarszczkowy

Kolejny krem powstał – tym razem to krem przeciwzmarszczkowy odżywiająco-nawilżający. Dodałam do niego ekstrakt z tarcznicy bajkalskiej, absolutne cudo w kosmetyce, cytuję: „dzięki aktywacji genu telomerazy opóźnia starzenie komórkowe i przywraca komórkom skóry właściwości, jakie posiadały 10 lat wcześniej. To oznacza odmłodzenie populacji fibroblasrów do kondycji porównywalnej ze skórą młodszą o dekadę. Skuteczność preparatu została potwierdzona badaniami in-vivo i in-vitro”. Jest jeszcze kolagen z elastyną, ekstrakt z pestek czerwonego wina, olej z pestek malin, olej migdałowy i masło shea. Może  coś o ekstrakcie z liści czerwonego wina – „Wykazuje silne właściwości przeciwutleniające i przeciwstarzeniowe, przeciwbakteryjne, przeciwzapalne oraz przeciwhistaminowe . Pobudza mikrokrążenie oraz wzmacniają naczynia krwionośne, dlatego ma doskonałe zastosowanie w kremach pod oczy likwidujących cienie. ” (Cytat za e-naturalnie). Zrobiłam cztery pudełka, i kilka próbek – rozeszło się wszystko migiem, mnie została próbka. Mogę powiedzieć, że świetnie się rozprowadza i wchłania, skóra miękka, nawilżona…zaczynam słyszeć komplementy, nieskromnie powiem, ale to może być też zasługa toniku z glukonolaktonem, który stosuję. (Łagodny kwas, działa pilingująco i nawilżająco), albo po prostu efekt odstawienia kremów sklepowych.

Krem – serum pod oczy, dwie wersje

Krem powstał w dwóch wersjach, bo nie mogłam się zdecydować, która lepsza – czy coś, co ma faktycznie likwidować cienie pod oczami, czy może coś, co dodatkowo nawilża. Różnią się te przepisy dwoma składnikami, ale bałam się wrzucić wszystko razem, żeby nie przedobrzyć – no bo jeśli coś się z czymś ‚pogryzie’ i w efekcie super-krem okaże się klapą? Dlatego powstały dwa kremy pod oczy. Mają super skład – olej arganowy lub migdał, olej z orzecha laskowego, ekstrakt z kawy i witaminę E. A potem – najlepsze – albo ekstrakt z tarcznicy bajkalskiej, która – jeśli wierzyć producentowi – odmładza skórę o 10 lat, albo ekstrakt z liści winogron…Testuję na razie ten nawilżający. Trochę bałam się go robić po naszych ostatnich przebojach z cosmedią, wszak producent napisał, że rozpuszcza się w wodzie. Otóż nie rozpuszcza się. Co najwyżej można to rozprowadzić w tłuszczu lub glicerynie, a następnie dodać do frakcji wodnej, którą chcemy zemulgować z tłuszczami. Na szczęście krem się udał i mam nadzieję, że będzie tak rewelacyjny jak się zapowiada, sądząc po właściwościach składników. W każdym razie żeby mógł działać trzeba go regularnie stosować – przez jakiś czas 🙂

Mydło z borowiną – nasze pierwsze

Pamiętamy o mydłach i tym razem zrobiliśmy mydło z borowiną. Bez cudów, bez zapachów – po prostu konkretnie dodaliśmy tej borowiny – i jest. Robiliśmy według sprawdzonego przepisu Kasi Maliny, czyli oliwa pomace, kokosowy, palmowy oraz rycynowy; na 1.5 kg tłuszczów poszło 250 g borowiny (strona https://mydlowdomu.wordpress.com). Wyszło ładne, gładkie – takie jak chcieliśmy, no i pH ma dobre, bo już 8.5. Teraz sobie leży i schnie, czyli dojrzewa, jak wszystko co dobre – dojrzeć musi. Ale na prezenty świąteczne pewnie już będzie gotowe – taką przynajmniej mam nadzieję. A na zdjęciach – dla kontrastu – nasze mydło kozie i w tej sprawie też jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa : )

Krem do rąk odżywczo – regenerujący.

Ktoś zainteresował się kremem do rąk. Poszukałam inspiracji i oto ona:

Oprócz masła Shea i oleju z migdałów, olej z awokado, ekstrakt z rumianku, nawilżający hydromanil oraz D-pantenol (czyli witamina B5). Krem do zniszczonej i suchej skóry – ma nawilżać i odżywiać, ale także łagodzić podrażnienia i przyspieszać regenerację naskórka. Dla dla miłego zapachu dodałam kilka kropel olejku lawendowego, z drzewa herbacianego oraz ylang ylang.

Sernik dla zapracowanych

Postanowiłam podzielić się moim przepisem na sernik, bo jest prosty, szybki i zawsze wychodzi. A nawet kiedy (moim zdaniem) nie wyszedł zbyt dobrze i tak został zjedzony i pochwalony, czyli chyba jednak był dobry 🙂

Do sernika potrzeba: kubełek sera Piątnica, pięć jajek, około 100 gramów stopionego, dobrze ciepłego masła, około 200 ml cukru (drobnego raczej), paczka sernixa, otarta skórka z cytryny (opcjonalnie rodzynki – drobne). Ser, jajka i ciepłe masło przekładam do miski i miksuję do połączenia się składników, stopniowo dodaję cukier aż do rozpuszczenia. Dodaję otartą skórkę z cytryny, na koniec wsypuję sernix, mieszam wstępnie łyżką, potem mikserem. Teraz dodaję rodzynki, jeśli ma być z rodzynkami. Przepis, jak widać, dobrze jest zapamiętać – jeśli ma się w domu kota. Przekładam do foremki, wkładam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Ten mój sernik piekł się godzinę, wyrósł jak widać, ale potem on (niestety) osiada, ale te pęknięcia, które widać, znikają wtedy bez śladu. Na koniec bywało, że robiłam polewę czekoladową albo też polewę z soku z cytryny, ale on bez niczego jest równie pyszny, a roboty mniej. Mój sposób jest ze strony Whiteplate, bardzo fajny blog kulinarny, polecam 🙂