Skóra na progu jesieni


Ciąg dalszy skóry suchej po lecie – krem z olejem z róży i z nasion marchwi. Te oleje mają mnóstwo witamin i kwasów tłuszczowych, są polecane do suchej skóry. Oprócz tego dodałam ekstrakt z czerwonego wina (antyoksydant, poprawia krążenie) i kolagen z elastyną, a całość zrobiłam na hydrolacie różanym. Duża koncentracja cennych składników. Porcja niewielka niestety, bo też i trwałość krótka – do trzymania w lodówce i to jest jedyny mankament.

Na jesień – tonik


Lato się skończyło, przesuszona skóra – została; więc tonik. Wzięłam hydrolat z oczaru wirginijskiego (który sam w sobie jest doskonały do twarzy), podgrzałam trochę; dodałam alantoinę (zmiękcza, nawilża), dodałam witaminę B3, rozmieszałam; dodałam kwas hialuronowy i na koniec glukonolakton – połowę tego, co było dotychczas. Rozmieszałam, rano zmierzyłam Ph – było 2. Dodałam sody oczyszczonej, podgrzałam lekko, rozmieszałam. Ph podniosło się do 3. Dla mojej skóry to dobre, ogólnie przyjmuje się, że powinno być 4.
Tonik ma nawilżać, odżywiać, poza tym jest lżejszy od kremu i nie obciąża skóry. Ten jest mocno kwaśny więc będzie też trochę złuszczał zrogowaciały naskórek – tym szybciej cała reszta wniknie do środka. No, zobaczę jak zadziała.

Z olejem arganowym

Z olejem arganowym

Z olejem arganowymBalsam arganowy wziął się z oszczędności – a było tak: zobaczyłam, że kończy mi się trwałość oleju arganowego więc postanowiłam coś z nim zrobić. Olej zacny, witaminy plus doskonały na słońce, ujędrnia i nawilża – i zużyć szybko by trzeba, więc balsam do ciała. No i teraz myślenie wstecz – mam 40g oleju ile to będzie wody/hydrolatu; ile biobazy żeby powstał z tego krem? I tu NM (Nieoceniony Mąż) szybko i jakimś cudem policzył to wszystko – i to była najtrudniejsza część zadania. A potem to już z górki – część wody podmienić na hydrolat rumiankowy, parę kropel witaminy no i zapach – próbowałam pomarańczę z drzewkiem różanym – słabo, dodałam grapefruit – bomba. Zapach cudny, krem – udał się, wchłania się bardzo dobrze. Trzymam w lodówce, korzystam z przyjemnością. Następne znów będzie mydło nagietkowe i krem do twarzy na dzień z olejem z pestek malin.

Po goleniu, nawilżający dla mężczyzn oczywiście

Nareszcie – coś dla mężczyzn. Pierwsza próba. krem oparliśmy na oleju ryżowym, ponieważ jest lekki a jednocześnie zawiera skwalan i koenzym q10 i witaminę E. Aby krem łagodził i nawilżał dodaliśmy ekstrakt z rumianku, mleczko owsiane i wyciąg z aloesu. Krem wyszedł biały (jak sklepowy : )), lekki i dobrze się wchłania. Delikatny zapach dzięki olejkom eterycznym (sandał, lawenda, cytryna, eukaliptus). Testy trwają : )

Spec-krem na życzenie

Powstał spec-krem na zamówienie, do skóry z problemami. Koleżanka chciała, żeby znalazła się w nim kozieradka i kurkuma. Kozieradka leczy czyraki, wrzody i stany zapalne, a o zaletach kurkumy można poczytać w internecie – jest wiele materiałów o tym jakie cuda potrafi zdziałać dla skóry. Z tłuszczy wybrałam olej lniany (działa przeciwzapalnie, rozmiękczająco, przeciwświądowo; pobudza procesy regeneracji skóry właściwej i naskórka), olej z rokitnika (leczy stany zapalne) oraz masło Shea, które natłuszcza i nawilża. No i zobaczymy jak się krem będzie spisywać.

Krem do cery naczynkowej

Powtarzamy krem do cery naczynkowej – bo się udał : ) Dostaliśmy recenzję, że :”dobrze się rozprowadza, łagodzi zaczerwienione policzki i lekko matuje na cały dzień (…) dwa w jednym dla cery naczynkowej i z problemami”. Krem robi się dzieląc składniki na trzy grupy – te, które trzeba podgrzać aby rozpuścić, te, które rozpuszczają się w wodzie oraz te, które dodajemy na koniec, po wystudzeniu mikstury. Co widać z grubsza na pierwszym zdjęciu. Następnie widać roztapianie tłuszczów stałych z emulgatorem, następnie (czego nie widać) wytrwale i z ufnością mieszamy, wierząc, że to co przypomina breję pośniegową w sposób magiczny zamieni się w jednolity i puszysty krem. Co w końcu rzeczywiście się dzieje. Na samym końcu idzie ekstrakt z bzu i witamina B5 oraz parę kropli olejku lawendowego i z grapefruita. W kremie jest masło Shea, olej z pestek malin, z awokado i z kiełków pszenicy oraz czynniki nawilżające – karagenian i kwas hialuronowy. Zostały jeszcze dwa pudełka — ktoś chętny?

 

Nagietkowe z Shea (na ciepło)

Na ciepło czyli Hot Proces, czyli HP.

A było tak – koleżanka wyraziła chęć w połączeniu z zachwytem, że takie mydło może powstać – a może, czemu nie.  Najpierw stopiliśmy wybrane i odważone tłuszcze (tutaj kokos, palmowy, oliwa i rycynowy), następnie do stopionej masy poszedł wodorotlenek sodu; wszystko w ściśle dobranych proporcjach (kalkulator mydlany, oczywiście); następnie zblendowaliśmy do tak zwanego ‚śladu’, czyli normalnie mówiąc do konsystencji budyniu…to moment, kiedy wszystko gęstnieje. Następnie zostawiliśmy w wolnowarze ustawionym na ‚medium’ na jakieś 1,5 godziny, od czasu do czasu mieszając, a pod koniec sprawdzając odczyn, żeby ustalić, czy zakończyła się już reakcja zmydlania. Kiedy przereagował cały ług dodaliśmy stopione masło Shea, przełożyliśmy do formy, a górę posypałam płatkami nagietka. Co mi przypomina, że w tym mydle jest też macerat z nagietka (czyli wyciąg olejowy). Dla zapachu jest dodany olejek z drzewka różanego i pomarańczowy. Uważam, że mydło na ciepło z dodanym na końcu dobrym tłuszczem (Shea, oliwa extra vergin itp.) jest najdelikatniejszym rodzajem mydła w ogóle – polecam szczególnie osobom z wrażliwą i wysuszoną skórą.

Serum zimowe

Moje ostatnie dokonanie, które zrobiłam dla siebie, to serum zimowe – z olejem arganowym, z awokado, z dzikiej róży; z kompleksem q10 oraz z ekstraktami z granatu i z prawoślazu. Ma ładny kolor (bo olej z róży jest bardzo intensywnie czerwony), ładnie się rozprowadza i mam wrażenie, że rzeczywiście jest to odżywcza bomba dla skóry. Stosuję jako krem na noc, bardzo mi pasuje do wysuszonego powietrza w mieszkaniu, a skóra przyjmuje ten krem z wdzięcznością : ) Z ciekawostek, to najpierw kupiłam q10 w postaci płynnej (skwalan, wit. E i Q10), a potem już w proszku i sami ten proszek rozprowadzaliśmy w skwalanie. (Cytuję za e-naturalnie: ” Skwalan to przeźroczysty i bezbarwny olej, będący substancją aktywną. Wzmacnia bariery lipidowe w głębi warstwy rogowej naskórka, ułatwia przenikanie przez skórę innych składników aktywnych, zmiękcza i uelastycznia naskórek, działa bakteriobójczo. Ogranicza naskórkową utratę wody. Ponadto dostarcza skórze drogocennych składników i substancji odżywczych oraz przedłuża działanie witaminy A i E, koenzymu q10.) A sam koenzym q10 – ” to jeden z najważniejszych antyoksydantów zapobiegający powstawaniu wolnych rodników oraz wspomagający regenerację witaminy E. Koenzym Q10 zwiększa zdolności obronne naskórka. Pobudza regenerację skóry, zmniejsza zmarszczki, zwiększa jędrność skóry czyli przeciwdziała jej starzeniu. Stosowany jest w kosmetyce także jako naturalny filtr o niskim ryzyku podrażnień, chroniąc przy tym rozpad kolagenu” – i jak tu nie stosować?

: )

Krem proteinowy – przeciwzmarszczkowy

Kolejny krem powstał – tym razem to krem przeciwzmarszczkowy odżywiająco-nawilżający. Dodałam do niego ekstrakt z tarcznicy bajkalskiej, absolutne cudo w kosmetyce, cytuję: „dzięki aktywacji genu telomerazy opóźnia starzenie komórkowe i przywraca komórkom skóry właściwości, jakie posiadały 10 lat wcześniej. To oznacza odmłodzenie populacji fibroblasrów do kondycji porównywalnej ze skórą młodszą o dekadę. Skuteczność preparatu została potwierdzona badaniami in-vivo i in-vitro”. Jest jeszcze kolagen z elastyną, ekstrakt z pestek czerwonego wina, olej z pestek malin, olej migdałowy i masło shea. Może  coś o ekstrakcie z liści czerwonego wina – „Wykazuje silne właściwości przeciwutleniające i przeciwstarzeniowe, przeciwbakteryjne, przeciwzapalne oraz przeciwhistaminowe . Pobudza mikrokrążenie oraz wzmacniają naczynia krwionośne, dlatego ma doskonałe zastosowanie w kremach pod oczy likwidujących cienie. ” (Cytat za e-naturalnie). Zrobiłam cztery pudełka, i kilka próbek – rozeszło się wszystko migiem, mnie została próbka. Mogę powiedzieć, że świetnie się rozprowadza i wchłania, skóra miękka, nawilżona…zaczynam słyszeć komplementy, nieskromnie powiem, ale to może być też zasługa toniku z glukonolaktonem, który stosuję. (Łagodny kwas, działa pilingująco i nawilżająco), albo po prostu efekt odstawienia kremów sklepowych.

Krem – serum pod oczy, dwie wersje

Krem powstał w dwóch wersjach, bo nie mogłam się zdecydować, która lepsza – czy coś, co ma faktycznie likwidować cienie pod oczami, czy może coś, co dodatkowo nawilża. Różnią się te przepisy dwoma składnikami, ale bałam się wrzucić wszystko razem, żeby nie przedobrzyć – no bo jeśli coś się z czymś ‚pogryzie’ i w efekcie super-krem okaże się klapą? Dlatego powstały dwa kremy pod oczy. Mają super skład – olej arganowy lub migdał, olej z orzecha laskowego, ekstrakt z kawy i witaminę E. A potem – najlepsze – albo ekstrakt z tarcznicy bajkalskiej, która – jeśli wierzyć producentowi – odmładza skórę o 10 lat, albo ekstrakt z liści winogron…Testuję na razie ten nawilżający. Trochę bałam się go robić po naszych ostatnich przebojach z cosmedią, wszak producent napisał, że rozpuszcza się w wodzie. Otóż nie rozpuszcza się. Co najwyżej można to rozprowadzić w tłuszczu lub glicerynie, a następnie dodać do frakcji wodnej, którą chcemy zemulgować z tłuszczami. Na szczęście krem się udał i mam nadzieję, że będzie tak rewelacyjny jak się zapowiada, sądząc po właściwościach składników. W każdym razie żeby mógł działać trzeba go regularnie stosować – przez jakiś czas 🙂