Mydła pachnące

Mydła z zapachem

Dziś o mydłach pachnących – wybrałam mydła, które pachną czymś więcej niż po prostu mydłem 🙂 A więc po kolei, od lewego rogu w dół:

  • Węgiel i glinka pachnie bardzo ładnie, dodaliśmy olejki eteryczne patchouli i ylang-ylang i zapach się zachował bardzo ładnie; nie jest nachalny.
  • Piwne pachnie piwem, a że to było mocne piwo domowe, to zapach się ostał. Do dyskusji, czy to jest ładny zapach – panom spodoba się chyba bardziej.
  • Lawendowe pachnie lawendą a raczej pachniało o wiele mocnej, teraz ten zapach się ulotnił 🙁 Może ktoś wyczuje, ja prawie nie czuję).
  • Te różyczki (są też mydła tego samego rodzaju w kształcie kostek czy babeczek) pachnie różą, bergamotką i patchouli, ale z umiarem, ładnie.
  • Kawowe oczywiście pachnie kawą a pieni się jak capuccino.
  • Potem od góry w ostatnim rzędzie jest oliwkowe z shea, które pachnie masłem shea, czyli białą czekoladą;
  • poniżej jest czekoladowe, które pachnie cynamonem 🙂 ,
  • potem jest miętowe (pachnie miętą)
  • i wreszcie jest cytrusowe, gdzie jest olejek z cytryny i pomarańczy.

Z zapachami w mydle na prawdę jest ciężko, zainteresowanym mogę opisać jak heroiczny bój toczymy, żeby to miało i zapach i kolor taki jak chcemy. No więc, dla osób lubiących pachnące mydła, tu mógłby być zestaw prezentowy numer cztery 🙂

Kremowy weekend

Był weekend czyli robiłam krem – a właściwie kremy. Chciałam zrobić dla siebie krem na dzień z olejów szybkoschnących, takich, co to nie zapychają porów – tym samym z olejów, które nie znoszą podgrzewania – czyli krem na zimno. Drugim projektem był krem na noc, żeby zamiast cowieczornego odmierzania kropel cennego oleju (róża, jojoba albo arganowy) oraz kwasu hialuronowego na dłoń, po prostu użyć kremu. Szczytne cele, więc działajmy 🙂

Zamówiłam emulgator, co to działa na zimno – cosmedia się zwie, recenzje ma świetne – i zrobiłam jak znawczynie na blogach piszą. Dodałam proszku na koniec – i konsternacja, bo to się nie rozmieszało, a na rękach zostają białe kłaczki. OK, rozkmińmy problem – sprzedawca pisze, żeby cosmedię rozpuścić w wodzie – rozpuszczamy więc – 6 godzin, profesjonalnym mieszadłem magnetycznym – i nic. Nie rozpuszcza się. Odstawiam to na bok jako jeszcze jedno zjawisko niewyjaśnione i biorę się za sprawdzoną biobazę emulgującą, która działa, ale na ciepło – więc tylko z olejami, które znoszą podgrzewanie. I jest spodziewany sukces, powstał – zresztą na zamówienie – krem na noc, z olejem jojoba i z kiełków pszenicy oraz z kwasem migdałowym, coby wymienić tylko główne składniki. Jest zrobiony ‚ze sprężynką’ czyli konsystencja puszysta. Mam nadzieję, że się spodoba 🙂 A ja w międzyczasie, używając sobie moich kremów, będę rozmyślać nad zagadką cosmedii.

Jutro post o mydłach pachnących, a więc do jutra 🙂

Z myślą o skórze normalnej

Jeśli masz bezproblemową skórę, tak zwaną normalną, to masz łatwiejszy wybór, zarówno jeśli chodzi o mydła jak i o kremy. Mydło ma przede wszystkim myć, ale również nie powinno niszczyć warstwy lipidowej skóry. Mydło naturalne spełnia te warunki, bo nie zawiera detergentów ma natomiast nawilżającą glicerynę. Jeśli masz taką skórę każde z mydeł ze zdjęcia będzie dla Ciebie dobre. Te z węglem aktywnym dodatkowo działają bakteriobójczo i ściągająco, te z glinką czy z woskiem mają większe właściwości pielęgnacyjne. A po myciu, zwłaszcza na wyjeździe, otwieram jedyny krem który ze sobą zabieram – (lipa, oliwa, migdał), który służy mi do całego ciała. Wiem, wiem – krem do wszystkiego to krem do niczego – ale na krótkim wyjeździe sprawdza się znakomicie 🙂 I taki mógłby być zestaw prezentowy nr 3, dla kogoś ze skórą normalną.

Zestaw dla zapracowanych

Zestaw dla zapracowanych

Dziś zestaw dla zapracowanych – trochę żartobliwy. Ponieważ lubimy kawę oraz piwo (domowe – wkrótce będzie więcej o warzeniu piwa), oraz robimy mydło – no to połączyliśmy obie pasje. Powstało mydło kawowe, pilingujące, oraz mydło piwne, na bazie Mirkowego stouta. Do tego balsam do rąk, z woskiem pszczelim, olejem kokosowym oraz maceratami (nagietek, nawłoć, liść laurowy) na oliwie. I tak – rano myjemy się kawowym, wieczorem piwnym, a balsam jest dla spracowanych rąk, oczywiście 🙂

Szare mydło pobiło kostkę Dove

Jak opanujemy chaos twórczy związany z tworzeniem etykietek na mydła, zaproponuję dalsze zestawy – będzie dla skóry przetłuszczającej się, będzie coś dla wegan i wegetarian oraz dla facetów, ale póki co wesprę się wpisem o wyższości szarego mydła nad kostką myjącą Dove: Szare mydło pobiło kostkę Dove
Dodam, że nasze mydła oprócz tego, że dobre, bywają również kolorowe a nawet mają ładny zapach – i są lepsze od Dove 🙂

Mydło z maceratem rokitnikowym

Czasem robimy eksperymenty. Wczoraj narodziło się mydło rokitnikowe, na gorąco robiliśmy, za surowiec i inspirację dziękuję Beacie i Kasi : )
Rokitnik ma mnóstwo witaminy C i przyspiesza gojenie skóry. Chciałam część tej dobroci zawrzeć w mydle i w kremie. Zaczęliśmy od wyciśnięcia soku, mając nadzieję, że olej (a jest go w owocach dużo) wypłynie na wierzch. Nie wypłynął. Próbując zapewnić sobie kolor zrobiłam ług na herbatce ślazowej, załączam zdjęcie jak zmienił się kolor. Do mydła poszedł też macerat z wytłoczyn rokitnikowych. Na koniec, po zmydleniu, dodałam 25 g shea (czyli 5%). Mydło w całości było liczone na 6% przetłuszczenia, dziś pH ma 9. Kolor, niestety, się nie zachował, ale ma zapach, mydlano-shea-rokitnikowy, a to już spory sukces 🙂 Załączam też zdjęcie naszej krajalnicy, która – w chwilach inspiracji – może służyć za substytut gitary 🙂

Coś dla skóry suchej

Coś dla skóry suchej – trzy propozycje. Najpierw czarne mydło Savon Noir, nazywane też mydłem marokańskim. Jest delikatne, myje, pilinguje i nawilża (dzięki oliwie i zmiksowanym oliwkom); do całego ciała, ale do problemowej skóry twarzy też. Mnie myje i pielęgnuje lepiej niż sklepowe specyfiki, a nie zawiera całego zestawu konserwantów i dodatków. Oryginalnie konserwantem jest olejek eukaliptusowy i tyle. (Nie lubisz tego zapachu – nie musimy go dodawać, a mydło i tak wytrzyma rok).
Propozycja nr 2 – oliwkowe z dodatkiem masła shea, robione na ciepło, a to oznacza, że dobroczynne cechy shea ostały się, bo dodałam go już po reakcji zmydlania. Może nie jest piękne, ale jest bardzo łagodne dla skóry – czyli po umyciu rąk nie muszę ich kremować. I ślicznie pachnie shea, czyli jakby białą czekoladą 🙂

Propozycja nr 3 – krem migdał-awokado, z wyciągiem z aloesu i kwasem hialuronowym – może być na dzień i na noc, bo ma słaby filtr UV. Przyznaję szczerze – nie dla mojej cery, ale ktoś, kto dostał chwali sobie. W planach mam krem dla cery mieszanej, czyli z lekkich olei na dzień. Taki krem będzie dla mnie 🙂

W szponach mydlanego szaleństwa

W szponach szaleństwa – ciąg dalszy. Tak wygląda nasza nowa stacja testowania mydła (czyli mydelniczka) – i tak za mała. Po warsztatach z Kasią mamy pocięte mydło – czarne (prawie) z ekstraktem cynamonowym oraz mąką drzewa świętojańskiego – oraz kolorowe, które potraktowaliśmy spirytusem po górze – miało pomóc, zaszkodziło. Straciliśmy połysk. Żeby go odzyskać kilka kostek zmyłam porządnie wodą, a kilka po prostu obcięłam – widać różnicę. Skutecznie zainspirowani, przystąpiliśmy do dalszych działań. I tak powstało mydło miętowe (ekstrakt z pokrzywy i olejek), widać przygotowanie formy, potem już tniemy blok. Następnie, tym samym schematem zdobniczym zrobiliśmy mydło kakaowe – i tu niebiosa zesłały nadspodziewany sukces optyczny, bo blok mydła wygląda równo i szkliście jak blok czekolady. Chyba z powodu dodania kwasu stearynowego i masła shea. Jesteśmy uradowani 🙂 Dla kontrastu mydło lawendowe, barwione mineralnie (nie jestem zachwycona) i ogromna różnica faktury. Ale dla mnie mydło na ciepło ma swoje uroki, mydlarzom tłumaczyć nie trzeba. Ciąg dalszy nastąpi 🙂

Nowy emulgator (GSC), nowe doświadczenia

A więc znów o kremie – uczę się podstaw. Nie chodzi mi o zrobienie czegoś według przepisu, ale o zrozumienie dlaczego tak ma być, albo co się stanie jak coś zmienię. (To dziwne, ale nie mam takich ciągot gdy robię ciasto – tego nie rozkminiam – robię i już). Postanowiłam oswoić temat emulgatorów, czyli tego czegoś co w kremie łączy tłuszcze z wodą. Zrobiłam znany mi krem z nowym emulgatorem (GSC – Glyceryl Stearate Citrate), a potem jeszcze raz to samo z mniejszą ilością tłuszczy. Wnioski – nie zawsze, jak coś jest ‚w książce’ to jest prawda, mniejsza ilość tych samych olejów w proporcji do wody nie musi dawać rzadszego kremu no i odkrycie roku – jak się zdejmie sprężynkę z mieszadełka (tego spieniacza do kawy) to jest skok jeśli chodzi o konsystencję kremu. Bo przestaje napowietrzać. Załączam zdjęcia – robiłam z tej samej ilości olejów i wody. Czyli w tych trzech słoiczkach jest tyle samo co w tym jednym na ostatnim zdjęciu – ale widać, że inna konsystencja. (A odkrycie roku zawdzięczam Mirkowi).