Na jesień – tonik


Lato się skończyło, przesuszona skóra – została; więc tonik. Wzięłam hydrolat z oczaru wirginijskiego (który sam w sobie jest doskonały do twarzy), podgrzałam trochę; dodałam alantoinę (zmiękcza, nawilża), dodałam witaminę B3, rozmieszałam; dodałam kwas hialuronowy i na koniec glukonolakton – połowę tego, co było dotychczas. Rozmieszałam, rano zmierzyłam Ph – było 2. Dodałam sody oczyszczonej, podgrzałam lekko, rozmieszałam. Ph podniosło się do 3. Dla mojej skóry to dobre, ogólnie przyjmuje się, że powinno być 4.
Tonik ma nawilżać, odżywiać, poza tym jest lżejszy od kremu i nie obciąża skóry. Ten jest mocno kwaśny więc będzie też trochę złuszczał zrogowaciały naskórek – tym szybciej cała reszta wniknie do środka. No, zobaczę jak zadziała.

Po goleniu, nawilżający dla mężczyzn oczywiście

Nareszcie – coś dla mężczyzn. Pierwsza próba. krem oparliśmy na oleju ryżowym, ponieważ jest lekki a jednocześnie zawiera skwalan i koenzym q10 i witaminę E. Aby krem łagodził i nawilżał dodaliśmy ekstrakt z rumianku, mleczko owsiane i wyciąg z aloesu. Krem wyszedł biały (jak sklepowy : )), lekki i dobrze się wchłania. Delikatny zapach dzięki olejkom eterycznym (sandał, lawenda, cytryna, eukaliptus). Testy trwają : )

Spec-krem na życzenie

Powstał spec-krem na zamówienie, do skóry z problemami. Koleżanka chciała, żeby znalazła się w nim kozieradka i kurkuma. Kozieradka leczy czyraki, wrzody i stany zapalne, a o zaletach kurkumy można poczytać w internecie – jest wiele materiałów o tym jakie cuda potrafi zdziałać dla skóry. Z tłuszczy wybrałam olej lniany (działa przeciwzapalnie, rozmiękczająco, przeciwświądowo; pobudza procesy regeneracji skóry właściwej i naskórka), olej z rokitnika (leczy stany zapalne) oraz masło Shea, które natłuszcza i nawilża. No i zobaczymy jak się krem będzie spisywać.

Krem do cery naczynkowej

Powtarzamy krem do cery naczynkowej – bo się udał : ) Dostaliśmy recenzję, że :”dobrze się rozprowadza, łagodzi zaczerwienione policzki i lekko matuje na cały dzień (…) dwa w jednym dla cery naczynkowej i z problemami”. Krem robi się dzieląc składniki na trzy grupy – te, które trzeba podgrzać aby rozpuścić, te, które rozpuszczają się w wodzie oraz te, które dodajemy na koniec, po wystudzeniu mikstury. Co widać z grubsza na pierwszym zdjęciu. Następnie widać roztapianie tłuszczów stałych z emulgatorem, następnie (czego nie widać) wytrwale i z ufnością mieszamy, wierząc, że to co przypomina breję pośniegową w sposób magiczny zamieni się w jednolity i puszysty krem. Co w końcu rzeczywiście się dzieje. Na samym końcu idzie ekstrakt z bzu i witamina B5 oraz parę kropli olejku lawendowego i z grapefruita. W kremie jest masło Shea, olej z pestek malin, z awokado i z kiełków pszenicy oraz czynniki nawilżające – karagenian i kwas hialuronowy. Zostały jeszcze dwa pudełka — ktoś chętny?

 

Serum zimowe

Moje ostatnie dokonanie, które zrobiłam dla siebie, to serum zimowe – z olejem arganowym, z awokado, z dzikiej róży; z kompleksem q10 oraz z ekstraktami z granatu i z prawoślazu. Ma ładny kolor (bo olej z róży jest bardzo intensywnie czerwony), ładnie się rozprowadza i mam wrażenie, że rzeczywiście jest to odżywcza bomba dla skóry. Stosuję jako krem na noc, bardzo mi pasuje do wysuszonego powietrza w mieszkaniu, a skóra przyjmuje ten krem z wdzięcznością : ) Z ciekawostek, to najpierw kupiłam q10 w postaci płynnej (skwalan, wit. E i Q10), a potem już w proszku i sami ten proszek rozprowadzaliśmy w skwalanie. (Cytuję za e-naturalnie: ” Skwalan to przeźroczysty i bezbarwny olej, będący substancją aktywną. Wzmacnia bariery lipidowe w głębi warstwy rogowej naskórka, ułatwia przenikanie przez skórę innych składników aktywnych, zmiękcza i uelastycznia naskórek, działa bakteriobójczo. Ogranicza naskórkową utratę wody. Ponadto dostarcza skórze drogocennych składników i substancji odżywczych oraz przedłuża działanie witaminy A i E, koenzymu q10.) A sam koenzym q10 – ” to jeden z najważniejszych antyoksydantów zapobiegający powstawaniu wolnych rodników oraz wspomagający regenerację witaminy E. Koenzym Q10 zwiększa zdolności obronne naskórka. Pobudza regenerację skóry, zmniejsza zmarszczki, zwiększa jędrność skóry czyli przeciwdziała jej starzeniu. Stosowany jest w kosmetyce także jako naturalny filtr o niskim ryzyku podrażnień, chroniąc przy tym rozpad kolagenu” – i jak tu nie stosować?

: )

Krem proteinowy – przeciwzmarszczkowy

Kolejny krem powstał – tym razem to krem przeciwzmarszczkowy odżywiająco-nawilżający. Dodałam do niego ekstrakt z tarcznicy bajkalskiej, absolutne cudo w kosmetyce, cytuję: „dzięki aktywacji genu telomerazy opóźnia starzenie komórkowe i przywraca komórkom skóry właściwości, jakie posiadały 10 lat wcześniej. To oznacza odmłodzenie populacji fibroblasrów do kondycji porównywalnej ze skórą młodszą o dekadę. Skuteczność preparatu została potwierdzona badaniami in-vivo i in-vitro”. Jest jeszcze kolagen z elastyną, ekstrakt z pestek czerwonego wina, olej z pestek malin, olej migdałowy i masło shea. Może  coś o ekstrakcie z liści czerwonego wina – „Wykazuje silne właściwości przeciwutleniające i przeciwstarzeniowe, przeciwbakteryjne, przeciwzapalne oraz przeciwhistaminowe . Pobudza mikrokrążenie oraz wzmacniają naczynia krwionośne, dlatego ma doskonałe zastosowanie w kremach pod oczy likwidujących cienie. ” (Cytat za e-naturalnie). Zrobiłam cztery pudełka, i kilka próbek – rozeszło się wszystko migiem, mnie została próbka. Mogę powiedzieć, że świetnie się rozprowadza i wchłania, skóra miękka, nawilżona…zaczynam słyszeć komplementy, nieskromnie powiem, ale to może być też zasługa toniku z glukonolaktonem, który stosuję. (Łagodny kwas, działa pilingująco i nawilżająco), albo po prostu efekt odstawienia kremów sklepowych.

Krem – serum pod oczy, dwie wersje

Krem powstał w dwóch wersjach, bo nie mogłam się zdecydować, która lepsza – czy coś, co ma faktycznie likwidować cienie pod oczami, czy może coś, co dodatkowo nawilża. Różnią się te przepisy dwoma składnikami, ale bałam się wrzucić wszystko razem, żeby nie przedobrzyć – no bo jeśli coś się z czymś ‚pogryzie’ i w efekcie super-krem okaże się klapą? Dlatego powstały dwa kremy pod oczy. Mają super skład – olej arganowy lub migdał, olej z orzecha laskowego, ekstrakt z kawy i witaminę E. A potem – najlepsze – albo ekstrakt z tarcznicy bajkalskiej, która – jeśli wierzyć producentowi – odmładza skórę o 10 lat, albo ekstrakt z liści winogron…Testuję na razie ten nawilżający. Trochę bałam się go robić po naszych ostatnich przebojach z cosmedią, wszak producent napisał, że rozpuszcza się w wodzie. Otóż nie rozpuszcza się. Co najwyżej można to rozprowadzić w tłuszczu lub glicerynie, a następnie dodać do frakcji wodnej, którą chcemy zemulgować z tłuszczami. Na szczęście krem się udał i mam nadzieję, że będzie tak rewelacyjny jak się zapowiada, sądząc po właściwościach składników. W każdym razie żeby mógł działać trzeba go regularnie stosować – przez jakiś czas 🙂

Krem do rąk odżywczo – regenerujący.

Ktoś zainteresował się kremem do rąk. Poszukałam inspiracji i oto ona:

Oprócz masła Shea i oleju z migdałów, olej z awokado, ekstrakt z rumianku, nawilżający hydromanil oraz D-pantenol (czyli witamina B5). Krem do zniszczonej i suchej skóry – ma nawilżać i odżywiać, ale także łagodzić podrażnienia i przyspieszać regenerację naskórka. Dla dla miłego zapachu dodałam kilka kropel olejku lawendowego, z drzewa herbacianego oraz ylang ylang.

Krem z masłem kakaowym

Oprócz ‚odpalenia’ dziś naszej strony, na której właśnie jesteś 🙂 , mamy też kolejny krem – do twarzy, na dzień, na jesień i chłody. Myślę, że to ma chronić – stąd masło kakaowe, olej z awokado, maliny i kiełków (filtry UV). Ma też nawilżać – kwas hialuronowy, gliceryna i ekstrakt z aloesu (łagodzi podrażnienia). Na koniec dodałam kolagen z elastyną (wygładza zmarszczki) i jeszcze kilka kropel zapachu ylang-ylang. Mam cztery pudełeczka, z tego dwa już zarezerwowane – kto chętny na pozostałe? Czy macie jakieś inne pomysły na kremy?

Rokitnik

Krem rokitnikowy z lipą do ciała

Kremów ciąg dalszy – krem do ciała, na bazie przepisu herbatka z lipy, oliwa, migdał, ale go podkręciłam. W pierwszej wersji nawet bardzo, ale rozsądek mi podpowiedział, że to może być ‚wersja dla odważnych’ dlatego zrobiłam tylko 50 ml. No i zobaczcie – krem w kolorze budyniu czekoladowego, pachnie skórką chleba – wszystko to zasługa ekstraktu z granatu, która ma własności nawilżające i antyoksydacyjne – ale kolorek też ma. Niniejszym ten krem będzie dla mnie, bo jestem odważna 🙂

Czytaj dalej…

Kremy na dzień

Wracamy do kremów : ) Ostatnio zrobiłam dwie rzeczy – zmodyfikowałam przepis, co do którego miałam zastrzeżenia oraz zrobiłam krem na zamówienie. Szczegóły poniżej.

Przepis był na krem na dzień – zależało mi na filtrze UV, wiadomo. W przepisie był tlenek cynku a zagęszczane to miało być gumą ksantanową. Tlenek cynku (czyli filtr UV) zostawiał paskudne ślady – trzeba było ten krem nakładać patrząc uważnie czy się rozsmarowuje, ale ślady były prawie zawsze. Chrzanię taki filtr. Guma ksantanowa natomiast dała konsystencję galaretkowatą (to życzliwe określenie, można też powiedzieć, że było to podejrzanie ciągliwe).

Czytaj dalej…

Kręcimy kremy – jak to w niedzielę

Plany na krem odkładam do wieczora, bo nastąpiła szybka akcja – koleżanka wypatrzyła mój tonik (na jesień, z delikatnym kwasem – glukonolaktonem, aloesem, witaminami itd. ) i też chciała, A że córkę akurat uczulił paskudnie kosmetyk dla nastolatek (znanej, polskiej firmy), to dla córki też coś do mycia twarzy. Okazało się, że dwa pierwsze składniki tego sklepowego kosmetyku to zwykłe detergenty a Młodzież ma delikatną skórę. No więc – tonik dla córki (hydrolat różany, kwas hialuronowy, coś nawilżającego i witaminy) plus olej do zmywania twarzy, kompozycja dla skóry suchej (ryżowy, ogórecznik i awokado). Dostawa dziś i czekamy na efekty i recenzje 🙂

Kosmetyki do twarzy

Kosmetyki do twarzy – ale nie kremy. Po pierwsze – olej do zmywania twarzy. Jak to w ogóle może działać? Ano – może. Tłumaczę – nie domyjemy twarzy samą wodą, bo woda nie zmywa tłuszczu. Ale – tłuszcze rozpuszczają się z łatwością w innych tłuszczach, więc sebum wraz z zanieczyszczeniami rozpuszcza się w naszym oleju do mycia twarzy, po czym jest usuwane. W ten sposób chroni się naturalne pH oraz reguluje pracę skóry, która nie musi gwałtownie odbudowywać naturalnej, ochronnej warstewki lipidowej. Żeby przygotować taki specyfik miesza się wybrany olej (tu ryżowy i ogórecznik) z emulgatorem, a dla zapachu parę kropli ylang-ylang. Na przykład. Jeśli z tego ktoś chciałby mieć mleczko – nic prostszego – miesza się to po prostu z wodą destylowaną. U mnie na drugim zdjęciu też jest mleczko, zrobione akurat z kremu, który wyszedł za rzadki – po prostu wlałam go do dozownika i już 🙂

Czytaj dalej…

Znowu weekend i znów krem – wpadamy w rutynę

🙂 Jest weekend, czyli robię krem oczywiście. Dziś na zamówienie, do cery wrażliwej, naczynkowej, na dzień. Czyli – oleje z naturalnie wysokim filtrem UV, ekstrakt z czarnego bzu, kwas hialuronowy, składniki nawilżające, witaminy plus delikatny zapach. Uff – całość przygotowań widać na zdjęciu. (Faza A, B i C tym razem też obecna). Potem to, co można podgrzewać ląduje w kąpieli wodnej; osobno tłuszcze, osobno składniki rozpuszczalne w wodzie. Następnie – moment kulminacyjny – łączymy je i mieszamy, bo tak rodzi się krem 🙂 Krem narodzony w zlewce, teraz trzeba go przestudzić i dodać składniki wrażliwe na temperaturę (faza C). Teraz można przełożyć do pudełeczek, posmarować mężowską twarz resztką ze zlewki (królik doświadczalny) oraz napisać etykietki. Etykietki dobitnie świadczą, że produkt jest ‚handmade’, podobnie jak kolor. Bo to nie jest sklepowa biel, tu widać kolor olejów. Aha – no i jest eko-konserwant, czyli coś z certyfikatem ekologicznym, żeby krem miał trwałość i nie musiał mieszkać w lodówce 🙂

Czytaj dalej…

Kremowo – mydlana inauguracja października

Dawno nie było kremu – więc dziś zrobiłam dwa. Pewnie byłby tylko jeden, ale się nie całkiem udał, więc zrobiłam poprawkę. I tak – pierwsze zdjęcie pokazuje jak ja to planuję – że jest faza tłuszczów (do 30% z emulgatorem włącznie), jest faza wodna – 70%. Każda z tych faz składa się z tego, co akurat chcę dodać – tutaj jojoba, olejek z kiełków pszenicy i awokado. Dlaczego tak – dużo by opowiadać, ale po prostu pasują mi te właściwości tłuszczów do tego, co chcę osiągnąć. Do fazy wodnej idzie wszystko rozpuszczalne w wodzie. Potem obie te fazy łączymy i patrzymy jak w miarę mieszania powstaje krem.

Czytaj dalej…

Kremowy weekend

Był weekend czyli robiłam krem – a właściwie kremy. Chciałam zrobić dla siebie krem na dzień z olejów szybkoschnących, takich, co to nie zapychają porów – tym samym z olejów, które nie znoszą podgrzewania – czyli krem na zimno. Drugim projektem był krem na noc, żeby zamiast cowieczornego odmierzania kropel cennego oleju (róża, jojoba albo arganowy) oraz kwasu hialuronowego na dłoń, po prostu użyć kremu. Szczytne cele, więc działajmy 🙂

Zamówiłam emulgator, co to działa na zimno – cosmedia się zwie, recenzje ma świetne – i zrobiłam jak znawczynie na blogach piszą. Dodałam proszku na koniec – i konsternacja, bo to się nie rozmieszało, a na rękach zostają białe kłaczki. OK, rozkmińmy problem – sprzedawca pisze, żeby cosmedię rozpuścić w wodzie – rozpuszczamy więc – 6 godzin, profesjonalnym mieszadłem magnetycznym – i nic. Nie rozpuszcza się. Odstawiam to na bok jako jeszcze jedno zjawisko niewyjaśnione i biorę się za sprawdzoną biobazę emulgującą, która działa, ale na ciepło – więc tylko z olejami, które znoszą podgrzewanie. I jest spodziewany sukces, powstał – zresztą na zamówienie – krem na noc, z olejem jojoba i z kiełków pszenicy oraz z kwasem migdałowym, coby wymienić tylko główne składniki. Jest zrobiony ‚ze sprężynką’ czyli konsystencja puszysta. Mam nadzieję, że się spodoba 🙂 A ja w międzyczasie, używając sobie moich kremów, będę rozmyślać nad zagadką cosmedii.

Jutro post o mydłach pachnących, a więc do jutra 🙂

Z myślą o skórze normalnej

Jeśli masz bezproblemową skórę, tak zwaną normalną, to masz łatwiejszy wybór, zarówno jeśli chodzi o mydła jak i o kremy. Mydło ma przede wszystkim myć, ale również nie powinno niszczyć warstwy lipidowej skóry. Mydło naturalne spełnia te warunki, bo nie zawiera detergentów ma natomiast nawilżającą glicerynę. Jeśli masz taką skórę każde z mydeł ze zdjęcia będzie dla Ciebie dobre. Te z węglem aktywnym dodatkowo działają bakteriobójczo i ściągająco, te z glinką czy z woskiem mają większe właściwości pielęgnacyjne. A po myciu, zwłaszcza na wyjeździe, otwieram jedyny krem który ze sobą zabieram – (lipa, oliwa, migdał), który służy mi do całego ciała. Wiem, wiem – krem do wszystkiego to krem do niczego – ale na krótkim wyjeździe sprawdza się znakomicie 🙂 I taki mógłby być zestaw prezentowy nr 3, dla kogoś ze skórą normalną.

Zestaw dla zapracowanych

Zestaw dla zapracowanych

Dziś zestaw dla zapracowanych – trochę żartobliwy. Ponieważ lubimy kawę oraz piwo (domowe – wkrótce będzie więcej o warzeniu piwa), oraz robimy mydło – no to połączyliśmy obie pasje. Powstało mydło kawowe, pilingujące, oraz mydło piwne, na bazie Mirkowego stouta. Do tego balsam do rąk, z woskiem pszczelim, olejem kokosowym oraz maceratami (nagietek, nawłoć, liść laurowy) na oliwie. I tak – rano myjemy się kawowym, wieczorem piwnym, a balsam jest dla spracowanych rąk, oczywiście 🙂

Coś dla skóry suchej

Coś dla skóry suchej – trzy propozycje. Najpierw czarne mydło Savon Noir, nazywane też mydłem marokańskim. Jest delikatne, myje, pilinguje i nawilża (dzięki oliwie i zmiksowanym oliwkom); do całego ciała, ale do problemowej skóry twarzy też. Mnie myje i pielęgnuje lepiej niż sklepowe specyfiki, a nie zawiera całego zestawu konserwantów i dodatków. Oryginalnie konserwantem jest olejek eukaliptusowy i tyle. (Nie lubisz tego zapachu – nie musimy go dodawać, a mydło i tak wytrzyma rok).
Propozycja nr 2 – oliwkowe z dodatkiem masła shea, robione na ciepło, a to oznacza, że dobroczynne cechy shea ostały się, bo dodałam go już po reakcji zmydlania. Może nie jest piękne, ale jest bardzo łagodne dla skóry – czyli po umyciu rąk nie muszę ich kremować. I ślicznie pachnie shea, czyli jakby białą czekoladą 🙂

Propozycja nr 3 – krem migdał-awokado, z wyciągiem z aloesu i kwasem hialuronowym – może być na dzień i na noc, bo ma słaby filtr UV. Przyznaję szczerze – nie dla mojej cery, ale ktoś, kto dostał chwali sobie. W planach mam krem dla cery mieszanej, czyli z lekkich olei na dzień. Taki krem będzie dla mnie 🙂

Nowy emulgator (GSC), nowe doświadczenia

A więc znów o kremie – uczę się podstaw. Nie chodzi mi o zrobienie czegoś według przepisu, ale o zrozumienie dlaczego tak ma być, albo co się stanie jak coś zmienię. (To dziwne, ale nie mam takich ciągot gdy robię ciasto – tego nie rozkminiam – robię i już). Postanowiłam oswoić temat emulgatorów, czyli tego czegoś co w kremie łączy tłuszcze z wodą. Zrobiłam znany mi krem z nowym emulgatorem (GSC – Glyceryl Stearate Citrate), a potem jeszcze raz to samo z mniejszą ilością tłuszczy. Wnioski – nie zawsze, jak coś jest ‚w książce’ to jest prawda, mniejsza ilość tych samych olejów w proporcji do wody nie musi dawać rzadszego kremu no i odkrycie roku – jak się zdejmie sprężynkę z mieszadełka (tego spieniacza do kawy) to jest skok jeśli chodzi o konsystencję kremu. Bo przestaje napowietrzać. Załączam zdjęcia – robiłam z tej samej ilości olejów i wody. Czyli w tych trzech słoiczkach jest tyle samo co w tym jednym na ostatnim zdjęciu – ale widać, że inna konsystencja. (A odkrycie roku zawdzięczam Mirkowi).

Krem na bogato

Tym razem chciałam zrobić krem bogaty w składniki odżywcze, bez konserwantów i taki dla wegan – czyli bez wosku pszczelego. Patrząc na proporcje tłuszczów (masło Shea i kakaowe, oleje – kokos, migdał, awokado i konopny), wyszło mi, że w temp. pokojowej będzie miało to konsystencję stałą. I miało, ale było mało puszyste. Ponieważ nie lubię mazideł o konsystencji smalcu postanowiłam krem nieco napuszyć 🙂 Problem w tym, że olej konopny absolutnie nie znosi podgrzewania, więc bałam się rozgrzać krem na tyle, żeby bezpośrednio w nim rozpuścić emulgator. Dodałam więc 5g maceratu z róży (na oleju migdałowym), w nim rozpuściłam emulgator, po czym całość przeniosłam do masy kremowej, podgrzewanej nad parą wodną. No i ubijałam w zlewce spieniaczem do kawy. Widać, że końcowa objętość kremu znacznie przewyższa początkową, czyli udało się zmienić go na puszysty. To będzie krem – balsam do ciała, przy tej ilości tłuszczów oraz dodatku masła kakaowego nie dam tego na twarz (ze względu na komedogenność masła kakaowego). W każdym razie jest sukces, bo mam co chciałam 🙂

Miłego tygodnia życzę – w planach mamy kolejny krem oraz porządną porcję wiadomości o mydle 🙂

Nastał wrzesień, masowo powstają kremy

Zabawy z kosmetykami ciąg dalszy – tym razem powstały dwa kremy przeciwtrądzikowe, na recepturze gotowej, ja tylko zmieszałam składniki i dodałam substancję konserwującą. (Z eko-certyfikatem). Mam nadzieję uszczęśliwić dwie nastolatki 🙂 . Jak widać, dużo tych składników było, miarą sukcesu jest fakt, że udało mi się wszystko dodać we właściwej kolejności i temperaturze, a końcowa ilość kremu była większa niż dostarczone ze składnikami opakowanie, czyli krem bardzo puszysty. Rozgryźliśmy również tajemnicę mleczka kosmetycznego z weekendu – wniosek – kiedy modyfikuje się przepis trzeba patrzyć na właściwości wszystkich składników, bo część z nich wymaga większej ilości albo innego rodzaju emulgatora.
Kolejny projekt kremowy to lekki krem na dzień z filtrem UV.

Kremowa niedziela

Niedziela jest po to, żeby sobie zrobić coś dobrego – na przykład krem 🙂 Wiedzeni tą myślą, zaczęliśmy od mleczka oczyszczającego, bo wydawało się to banalnie proste – tak na rozgrzewkę wzięliśmy więc. I już, już mieliśmy odtrąbić sukces, kiedy mleczko – bydlę – rozwarstwiło się. Pomimo wszystkich zalecanych dobroci, jakie wpakowaliśmy weń (czyli – do niego). Zrobiliśmy go więc ponownie i wyglądało jeszcze lepiej. I znów odtrąbiliśmy sukces, zrobiłam mu zdjęcie – poniżej – po czym – rozwarstwiło się. Bydlę! Więc zrobiliśmy krem, nawilżający, z masłem Shea, który prawie się nie udał, więc zaczęliśmy go opłakiwać, kiedy przyszło mi do głowy spróbować z mocniejszym mikserem – i się udało – a więc sukces! Załączam zdjęcia. Od kilku dni testuję również tonik zrobiony z naparu z czarnuszki – sprawdza się, fajny. Ale trzymam w lodówce, krótka trwałość, niestety. Jutro walczymy z mydłem oraz próbujemy rozgryźć przyczynę niepowodzeń z mleczkiem oczyszczającym. Bo tak mamy – musimy zrozumieć 😉

 

Niebezpieczne kosmetyki, czyli DMDM hydantoin

Mąż uprzejmie mi podesłał takie info:
„W płynie do kąpieli (a mamy taki najtańszy, 4L, Leśny) jest takie coś:
– DMDM hydantoin.
Czytamy o nim: Pochodny od formaldehydu – może w produkcie lub na skórze uwolnić formaldehyd.
Formaldehyd powoduje szybkie starzenie skóry i jest silnym alergenem.
Od dawna jest podejrzewany o wywoływanie raka.”
Boże mój…! Przecież kupuje się to z myślą, żeby lepiej się w wannie zrelaksować… : (

Kolejny krem i inne mazidła

A teraz o kremach i innych mazidłach. Zrobiłam

  1. krem oliwkowo-migdałowy, na naparze z lipy,
  2. balsam ogrodnika,
  3. krem/balsam do ciała oliwkowo-lipowy i wreszcie
  4. krem neroli, nawilżający.

Była też jedna porażka, którą zamieszczam dla pełni obrazu : )

Manufaktura mydlana działa

Tyle mamy na dziś – mydła dojrzały, Ph jest OK, mogły by iść w świat, gdyby byli chętni : ) Z innych działań około-kosmetycznych mam efekty wizyty w ogródku (bez kota – kot to domownik) oraz co z nimi zrobiłam. Maceraty pójdą do kremów, a z octem zrobię tonik, na przykład z hydrolatem z róży : )